piątek, 27 grudnia 2013

Co mnie cieszy?

Samozadowolenie to wg. mnie jedna z podstaw życia. Bycie szczęśliwym i radosnym wpływa pozytywnie na nasze relacje z bliskimi jak i na nasze zdrowie. Moje blogowe podsumowanie roku będzie związane z tematem dotyczącym szczęścia. 
Ostatnie 12 miesięcy dało mi się niemiłosiernie we znaki. Choroba babci i taty, częste odwiedziny w szpitalach na bardzo ciężkich oddziałach, domach "spokojnej starości" gdzie starość nie jest spokojna, wyjazd moich przyjaciół za granicę, wpłynęły negatywnie na moją psychikę. Choć z drugiej strony umocniły. Jestem silna jak nigdy dotąd. Żeby nie poprzestawać na narzekaniu odnajdę w mijającym 2013 r. pozytywy. 
A są nimi np. 
PODRÓŻE:  Spełnienie kolejnego marzenia jakim był wyjazd do Rzymu i spędzenie tam 6 wspaniałych dni, podczas których delektowałam się słońcem, włoskim klimatem i pysznym jedzeniem.  
2 miesiące później wyruszyłam w kolejną podróż, niespodziewaną i niezaplanowaną. Zobaczyłam Wiedeń. Tydzień w Austrii był jednym z najbardziej pozytywnych w moim życiu. Bo nic nie działa lepiej niż towarzystwo przyjaciółki, która zatroszczyła się o wszystko, nawet o buteleczkę Martini i niesamowitą obsługę barmańską.
Ostatni zagraniczny wyjazd to ten do Anglii. Początkowo podróż tą traktowałam jak misję samobójczą. Na całe szczęście grupowe harakiri zakończyło się kompletną porażką - nikt nie zginął. A masa zdjęć i wspomnień, zostaną na długo. Dumnie mogę napisać, że nasza czwórka chyba w końcu dorosła i wszelkie żale zostały zakopane głęboko pod ziemią. W tym wypadku cieszy mnie bycie dorosłą i zachowanie profesjonalizmu w kontaktach międzyludzkich. 144 godziny razem, bez kłótni przy tak różnych charakterach i masą wspomnień to nie lada wyczyn.
SUKCESY W ŻYCIU ZAWODOWYM I PRYWATNYM: Pod koniec ubiegłego roku rzuciłam drugi kierunek studiów. Tak mi podpowiadała moja kobieca intuicja. Było to strzał w dziesiątkę. Po trzech miesiącach biegania do Urzędu Pracy, dostałam wymarzoną pracę!! Napiszę nieskromnie że jest to wyłącznie moja zasługa. Czas, który poświęciłam w trakcie studiów na wolontariat nie był stracony i zaowocował.  W pracy poznałam masę wspaniałych,kreatywnych i pozytywnie nastawionych do życia ludzi. Praca w galerii sztuki, sprawia że poszerzyłam swoją wiedzę w tym kierunku, a możność obcowania z pięknymi wytworami rąk ludzkich jest czymś o czym marzyłam od dawna. Mimo, że przez cały okres swojej edukacji byłam na bakier z plastyką, zawsze z zachwytem patrzyłam na to co koleżanki potrafią zrobić przez 45 minut lekcji, przy pomocy pasteli i kartki z bloku czy też farb, gliny i innych artykułów plastycznych.
W tym roku rozpoczęłam współpracę z Anią (klik). Piękna oprawa bloga w postaci zdjęć to jej zasługa. Dzięki niej jedna z moich stylizacji (klik) została opublikowana na łamach magazynu Siemens Fresh Look (klik). Ania to młoda, zdolna dziewczyna, przed którą świąt fotografii stoi otworem. Życzę Ci Aniu powodzenia w 2014 roku!
ZNALEZIENIE SWOJEGO AZYLU: Okazał się nim mój pokój i żółty włochaty koc. Okryta nim, pijąca herbatę czy kakao zaczytywałam się przez te 12 miesięcy w przeróżne książki. Począwszy od tych związanych z tematyką dobrego wychowania kończąc na poradnikach dla par. Kolejny rok to kolejna porcja książek z którą muszę się zapoznać, cała seria napisana przez Sławomira Kopra, ogromny album "Impresjoniści" czy też biografie wielkich jednostek.
PRZYJACIELE: Są w moim życiu bardzo ważnym pierwiastkiem tak ważnym jak tlen. Czasami zastanawiam się skąd w nich tyle cierpliwości dla mojej osoby, bo bywam kapryśna, złośliwa i kłótliwa, potrafię z życia zrobić piekło a wszystko jest mi wybaczone. To przyjaciele dają mi najlepsze prezenty w postaci swojej osoby, rozmowy i krzyku na mnie, bo czasami zwykła rozmowa nie wystarcza. Twierdzą, że mimo mojego trudnego charakteru, jestem dobrym człowiekiem i marzą o tym aby szalona hippiska do nich wróciła (zobaczymy co w tym zakresie da się zrobić).
Szczęście przyjaciół cieszy mnie bardzo, bardzo mocno (wbrew pozorom nie jestem egoistyczną jedynaczką). Dlatego w tym miejscu pokuszę się o mały anons. Pamiętacie Emilkę, (klik) współtworzyła ze mną bloga? Emilka odnalazła miłość, romantyczną i prawdziwą, a teraz szuka pracy. Nic jej więcej do szczęścia nie będzie potrzebne. Jeśli jesteś z Białegostoku lub okolic i wiesz coś na temat pracy dla historyka. Napisz do mnie.
Ogłoszeniem o pracę dla przyjaciółki, żegnam się z Wami. Życząc aby nadchodzący 2014 był dla Was łaskawy i pełen dobrego zdrowia! Uwierzcie mi zdrowie jest najważniejsze! 

PS. Dla tych, którzy twierdzą że moje notki nic nie wnoszą polecam blogi bez zbędnej treści tzw. fotoblogi. 

fot. A. Dalidutko (klik)
sukienka/ dress - no name , bluza/sweatshirt- Sinsay,naszyjnik/necklace- Carry,            płaszcz/coat- Vero Moda sh, botki/ankle boots - Kari

czwartek, 19 grudnia 2013

My dark side.


 Ciemna strona mnie otacza ten świat,
wypełniony złotymi bąbkami,
chińskimi świecidełkami, 
pachnącymi choinkami i prezentami.
Ciemna strona mnie, dopada moich przyjaciół.
Czasem bywa toksyczna, kłótliwa i niecierpliwa.
Potem przeprasza i szybko znika.

  PS. Od kilku tygodni nie mam weny. Pewnie wróci wraz z pierwszymi dniami nowego roku.

płaszcz/coat - Vero Moda sh, bluzka/ t-shirt - Sinsay, leginsy/leggings- RESERVED, 
koturny/wedges - Camaieu

poniedziałek, 9 grudnia 2013

The last moments of autumn.

Śmierć jesieni

Namiętna purpurą, oranżem
w złocieniach i brązach przepychu
przepięknie starzeje się jesień
rumiana ostatkiem młodości
promienna to znowu spłakana
i coraz to bardziej zmęczona
w mgieł woal porannych się skrywa
zziębnięta, zszarzała odchodzi
ze szronem srebrzystym na skroni....
                                                                                                       Grażyna Jabłońska


                     sweter/sweater - sh, t-shirt- stradivarius, leginsy/ leggings - Miss Selfridge,                kapelusz/hat- tablica.pl, botki/ ankle boots - Camaieu

czwartek, 5 grudnia 2013

My first visit to England.

 
 * Ten wpis dedykuję moim przyjaciołom, dzięki, którym chce się żyć :)

Najlepsze pomysły wychodzą spontanicznie. Tak też było z moim wyjazdem do Anglii. Pewnego jesiennego wieczoru popijając wino razem z koleżanką, zapragnęłyśmy wybrać się do naszych przyjaciół, którzy wyemigrowali do Anglii. Marzenia zrealizowałyśmy w ciągu kolejnych 30 minut, kiedy to okazało się że są dostępne bilety na lot do Bristolu w promocyjnej cenie 36 zł. Uradowane i zadowolone, poinformowałyśmy  chłopaków o naszym zakupie. W Anglii wiodą żywot dość smutny i monotonny, więc nasz przyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. 
Zostałyśmy przywitane uśmiechem oraz paczkami z prezentami, co było nad wyraz miłym gestem z ich strony.  Jedynie niskie ciśnienie panujące na wyspie brytyjskiej sprawiało mi masę kłopotów. Przez pierwsze dnia dni, czułam się jak trup i wyglądałam jak trup. Poduszka i miękki niebieski kocyk były moimi nieodłącznymi atrybutami. Na ratunek przyszedł mi kubek mocnej, mielonej kawy. Kawa sprawiła, że nie mogłam usiedzieć w miejscu a moje wrodzone ADHD się wzmogło.
POGODA: Deszczowa Brytania okazała się mniej deszczowa niż Polska. Bardziej zielona i przepełniona krzewami jeżyny, które stanowią granicę poszczególnych pól, łąk i lasów. Cieplejsza z łagodniejszym klimatem. Mogłam swobodnie nosić sukienki i nie marzłam w stopy w nocy, a to już sukces.
LUDZIE: Mieszkańcy miejscowości, które odwiedziłam (Bristol i Gloucester) dbają o reguły dobrego wychowania. Tu nie wejdziesz do autobusu jako pierwszy jeśli na przystanek przyszedłeś ostatni....tu musisz cierpliwie poczekać, wypuścić ludzi z autobusu i stanąć w kolejce. Po skończonej podróży warto powiedzieć kierowcy: "Thank You". Pod tym względem Anglia podoba mi się nawet bardziej niż uporządkowany Wiedeń.  
MODA: Totalny miszmasz. Jedni ubrani schludnie ale nie elegancko (elegancja i Anglia nie funkcjonują razem )inni wręcz tragicznie. Kobiety wydawały mi się mniej zadbane niż mężczyźni, niektórzy z nich ubrani naprawdę fajnie, z krótszymi nogawkami u spodni, wełnianymi skarpetami i oxfordami. Tak właśnie wyobrażałam sobie  prawidzwego brytyjczyka.
JĘZYK: Pierwsza styczność z angielskim przydarzyła mi się na lotnisku przy kontroli paszportowej. Jakież było moje zdziwienie kiedy po powiedzeniu "good afternoon" otrzymałam odpowiedź "Hi, Darling". Przez kolejne dni oswajałam się z dziwnymi dźwiekami, które były mową Anglików. Hello wcale nie brzmiało jak hello a thanks jak thanks. Jednak z dnia na dzień szło mi na prawdę dobrze a po powrocie do Polski okazało się, że mój mózg zakodował język angielski jako główny i nie rozumiałam mojej ojczystej mowy. Teraz wiem co przeżywają cudzoziemcy przyjeżdżając do naszego kraju.
DNI I WIECZORY PEŁNE WRAŻEŃ: Dniami snuliśmy się po zabytkowych ulicach, pięknych brytyjskich miast i miasteczek. Bacznie obserwowaliśmy ewolucję gotyku, poznawaliśmy muzea i przyrodę. Wieczory upływały nam różnie, czasem coś się obejrzało (teledyski i słowa piosenek Take That znam na pamięć), czasem wypiło, czasem poszło się na spacer i zostało zatrzymanym przez policję, która szukała czwórki osób posądzonej o włamanie.
Andrzejki spędziliśmy na wróżeniu. I tu ciekawe wg. wróżb jako pierwsza z naszej przyjacielskiej ekipy mam wyjść za mąż za kogoś o imieniu na E, a małżeństwo ma mi przynieść pieniądze.
Zdarzały się też wieczory, których kulminacją było masowe tańczenie do Macareny i Las Ketchup Song. Dzieckiem jest się przez całe życie, a dla naszej czwórki daleko jeszcze do zgryźliwej starości.  
Wyjazd do Anglii spodowodował nagromadzenie w moim organizmie bardzo dużej ilości endorfin, których mam nadzieję nie zabraknie mi do czasu kolejnej podróży.


* This post I dedicate to my friends, by which I want to live
The best ideas come spontaneously. So it was with my trip to England. One autumn evening, with my friend drank wine and we wanted  go to our friends who emigrated to England. Our dreams we realized in the next 30 minutes when it turned out that tickets are available on a flight to Bristol at a promotional price 36 . Satisfied and happy, we informed guys about our purchase. They leading life in England rather sad and monotonous so our arrival proved to be a good idea.
Boys welcome us with a smile and  packs with presents, which was extremely nice gesture. Only the low pressure prevailing on the island of the British gave me a lot of trouble. For the first two days, I felt like a corpse, and looked like a corpse. Pillows and soft blue blanket were my inherent attributes. In the end the rescue came with cup of strong, ground coffee. I'm a person who do not drink coffee so I could not sit still and my innate ADHD was abound.
THE WEATHER: Rainy Britain has been less rainy than Poland. More green and filled with blackberry bushes, which are the boundary of individual fields, meadows and forests. Warmer with milder climate. I could wear dresses and I didn't froze the feet at night, and that's a success.
PEOPLE: The people of the towns, which I visited (Bristol and Gloucester) care about the rules of good manners. Here you  don't get on the first bus stop if you came last ....here you have to patiently wait, let people off the bus and stand in the line. After finishing the trip You should tell the driver: "Thank You". In regard to I like England even more than the orderly Vienna.
FASHIONIt's total linsey-woolsey. Some dressed neatly but not elegantly (elegance and England do not work together) other even tragically. Women seemed  less neat than men to me. Some of them dressed really cool, with shorter legs of trousers, wool socks and oxford shoes. I imagined a true Brit like this.
LANGUAGE: The first contact with the English happened to me at the airport during the passport control. Imagine my surprise when after saying "good afternoon" I received the answer, "Hi, Darling". Over the next days I became tame with the strange sounds that were Englishmen speech. Hello does not sound like hello and thanks as thanks when I flew back to Poland  it turned out that  my brain is encoded as a English major and did not understand my native language. Now I know what  foreigners live through coming to our country
DAYS AND NIGHTS FULL OF IMPRESSIONS: During the days we drifted through the historic streets, beautiful cities and british towns. We watched very closely the evolution of the Gothic, we got to know the museums and nature. Evenings we were spent differently, sometimes  we watched something (videos and lyrics of  Take That I know by heart), sometimes we drank or walked and was stopped by police, who searched for four people accused of burglary. 
St. Andrew's day we spent for divintation. And here is something interesting, by predictions as the first of our friendly team I'm getting married someone about name on E, and the marriage has to bring me the money.
There were also evenings, culminating in the mass dance to Macarena and Las Ketchup Song
A child is whole life and for the four of us are far from acerbic old age.
The trip to England caused the accumulation in my body very large amounts of endorphins, which I hope I do not run out until the next trip.

 
 

#header-inner {text-align: center;}