niedziela, 21 września 2014

Pogodzić się ze starością.


Zmiany w życiu są czasami nagłe i niespodziewane. Kolejne przybywające centymetry w pewnych partiach mojego ciała, zaskoczyły mnie na tyle, że gdy patrzę na te zdjęcia, nie poznaję własnej osoby.
Mimo regularnych ćwiczeń, moje ciało się zmienia. Mając prawie trzydzieści lat zaczynam przypominać kobietę. I nawet mi się to podoba. Zniknęły moje problemy z cerą, biust nie jest już w rozmiarze 0. Jedynie w jeansach  nie czuję się komfortowo i mam wrażenie, że moje uda są jak dwa wielkie bloki skalne.

poniedziałek, 1 września 2014

Za wysokie wymagania.


Od około 3 miesięcy noszę się z zamiarem wyprowadzki.  Po obejrzeniu ok 10 mieszkań/pokoi doszłam do wniosku, że albo coś ze mną jest nie tak (mam za wysokie wymagania), albo inne czynniki (może uroda i miły wyraz twarzy) przeszkadzają mi w znalezieniu czterech kątów, do których przyjemnie byłoby wracać po pracy. 
Dziś po kolejnej nieudanej próbie wynajmu 16 metrów kwadratowych, zwątpiłam. I to na tyle, że jestem w stanie rzucić pracę i przenieść się na odległą o 30 km wieś, by tam przy dźwiękach palonego w piecu kaflowym drzewa, delektować się spokojem i obecnością psa demona. Jedynie spędzane tam noce, mogą w mojej wyobraźni przypominać te z najgorszych horrorów. 
Postanowiłam Wam opisać to, co mnie spotkało w ciągu 2 miesięcy poszukiwań gniazdka idealnego. Oto przed Wami: MIESZKANIOWE PERYPETIE KAMILI B.
Mieszkanie nr 1. Studenckie. Cztery pokoje, trzech lokatorów.  Mój przyszły pokój posiada małe okno z widokiem na smutne skupisko szarych wieżowców. Ściany pokoju są w kolorze brudnej, zgniłej zieleni. Dla dopełnienia efektu "dżungli" na jednej z nich naklejono fototapetę z wizerunkiem ciemnego lasu. Swój wzrok kieruję na podłogę. Jej powierzchnia pokryta  jest linoleum (brudne i ciemnobrązowe, we wzór imitujący parkiet) pamiętające czasy PRL..Gdzieś w kącie leży jeden grosz.  Pozostawiony chyba tak na szczęście dla przyszłego lokatora. Pytam dziewczyny, która mnie oprowadza:
-  „Kto tu mieszka?”
Uzyskuję odpowiedź:
- "Ja i  dwóch chłopaków, ale jeden z nich nie pojawia się tu od 2 miesięcy".
Pragnę jak najszybciej opuścić to miejsce i nigdy nie wrócić. Żegna mnie widok obskurnych obitych skórą drzwi, z wygryzioną na środku dziurą. Uciekam.
Pokój nr 2. Mieszkanie studenckie, liczba pokoi 4. Podoba mi się duża szafa i toaletka. Minusy- stare okna, przez które prawdopodobnie zimą wiatr hula po pokoju. Dostrzegam taśmę izolacyjną gdzieś przy górnej framudze. W pewnym momencie moja przyszła, niedoszła współlokatorka nawet mnie rozbawia pytaniem:
- „ Masz chłopaka?”
Odpowiadam, że mam. Moja odpowiedź ją satysfakcjonuje. Mówi:
- "A widzisz jest duże łóżko. Będziesz zadowolona".
Jak miło, dziewczyna od pierwszych minut naszej znajomości dba o moje relacje z chłopakiem. 
Pytam jej, jak wygląda sprawa sprzątania. Czy jej koledzy się nie buntują gdy przychodzi czas na uprzątnięcie bałaganu? I tu słyszę:
- "Ostatnio jeden z chłopaków nie chciał sprzątać, dlatego szukam dziewczyny jako współlokatorki, faceci są zbyt problemowi".
Moje kolejne pytanie brzmi:
- „A jak wygląda sprawa imprez?
Jej  odpowiedź znów mnie rozbawia, ale nie satysfakcjonuje.
- "Imprezy – spoko. Możesz śmiało je organizować. Ja w swoim pokoju nic nie słyszę". Wychodzę i dochodzę do wniosku,  że jestem za stara na mieszkanie studenckie.
Pokój nr XXX- Ogłoszenie brzmi fajnie, zdjęcia mieszkania też są ok, cena przystępna i liczba lokatorów do mnie przemawia.  Dzwonię pod wskazany numer, nikt nie odbiera. Próbuję raz, drugi, trzeci i nic. Zmieniam telefon na mamy, myśląc, że to coś z moją komórką jest nie tak. Kilka godzin później moja rodzicielka informuje mnie o telefonie od nieznajomego Pana. Znów próbuję się z nim skontaktować bez skutku. Piszę więc sms z pytaniami:
- „Kto mieszka w mieszkaniu? Czy jest Internet?”
 O dziwo! Pan odpisuje. Prawie wszystko wydaje się ok. Nawet informacja o tym, że lokatorem jest  dwudziestoparoletni chłopak mnie nie przeraża. Stawiam się o umówionej godzinie pod drzwiami mieszkania i ...całuję klamkę. Kilka minut później na klatce schodowej pojawia się trzydziestoparoletni mężczyzna, który nie chce mnie wpuścić do środka, póki nie sprzątnie bałaganu. Nie pozostaje mi nic innego jak  cierpliwie poczekać. Po chwili drzwi się otwierają, a moim oczom ukazuje się mieszkanie IDEALNE. Pierwszy raz od x czasu jestem zachwycona. Na drugi dzień oddzwaniam i mówię, że jestem zdecydowana. Proszę tylko o dokładną cenę z rachunkami, aby potem przy rozliczaniu się nie było niespodzianek. Moja dociekliwość nie prowadzi do niczego dobrego. Pojawiają się schody. Pan nie wie ile wydaje na ogrzewanie, gaz i prąd. Zapewnia mnie, że to sprawdzi w ciągu kilku dni,  po czym pyta:
- "Czy  mój chłopak nie będzie zazdrosny?"
 odpowiadam , że "Nie. Nie ma o co". Pan ma oddzwonić, kolejnego dnia. Niestety nasz kontakt się urywa. 
Przygoda z kolejnym mieszkaniem jest moją ostatnią, którą tu opiszę. Przeglądając ogłoszenia, znalazłam po raz drugi mieszkanie IDEALNE. Blisko rodzinnego domu i chłopaka. Lokum świeżo po remoncie, w bardzo rozsądnej cenie. Jestem zainteresowana. Jedynie Pan, który zajmuje się sprawami wynajmu, wydaje się trochę nieogarnięty, może zapracowany. Prosi mnie abym oddzwoniła w poniedziałek, czyli dziś. Po konsultacjach z bliskimi decyduje się na wynajem całego mieszkania. Przynajmniej w tym jednym wypadku wiem na co będę przeznaczać połowę swojej wypłaty.  Dzisiejszego ranka, pełna nadziei, dzwonię. Pan odbiera i oświadcza mi, że niestety, ale żona wynajęła mały pokój i został ten drugi, większy.  Grzecznie (a może z irytacją w głosie) tłumaczę mu, że po pierwsze nie taka była umowa, po drugie chcę wynająć całe mieszkanie. W końcu po kilku minutach dochodzimy do konsensusu. Jestem zdecydowana tam zamieszkać i godzę się nawet na lokatora w postaci licealisty. Przemiły Pan obiecuje, że żona oddzwoni wieczorem i dogada ze mną szczegóły. Dzisiejszy wieczór się kończy, a telefonu jak nie było, tak nie ma. 

Nie wspomnę tu o  moich rozmowach telefonicznych w sprawie wynajmu, gdzie okazywało się, że w mieszkaniu nie ma pralki, a "wszystkie media" (oznaczają prąd i gaz). Wybaczam to właścicielom mieszkań pod wynajem. Przecież Białystok to Polska B. Pralka do życia nie jest potrzebna, zaś internet to luksus, który nie dany jest każdemu. 






kombinezon/jumpsuit - ZARA, naszyjnik/ necklace - CARRY, buty/shoes - SINSAY, torebka/bag- sh.
#header-inner {text-align: center;}