Felerny poniedziałek to podtytuł tego posta.
Poniedziałek 2 września zaczął się dość ładnie, bo po 12 godzinach snu wszystko wydaje się piękniejsze, nawet pójście do pracy na 8 rano staje się bezproblemowe gdy spędza się w łóżku więcej niż pół niedzieli.
Mimo dobrego samopoczucia przemierzając na rowerze kolejne kilometry w kierunku pracy, w mojej głowie pojawiały się co chwile dziwne myśli dotyczące tego czy rzeczywiście to będzie dobry dzień.
Niestety, moja kobieca intuicja mylić się nie mogła. Najpierw przez 3 godziny walczyłam z antyramami, których skręcenie wymaga nie lada spokoju i opanowania, potem zmierzyłam się z wielką, ciężką teczką wypełnioną artystycznymi dziełami sztuki (widok mnie niosącej to ogromne coś, które wraz z każdym podmuchem wiatru podążało w przeciwną stronę niż ja, musiał być niezwykle komiczny).
Jednak, żeby nie było tak tragicznie, to w trakcie wykonywania swojego zadania zdążyłam nawet zauważyć,że zaczął się rok szkolny. A celebracja tego jakże ważnego święta odbywa się w "piwnych" ogródkach znajdujących się w centrum mojego miasta. Masa pięknych dziewczyn, ubranych w czarno - białe stroje czyt. czarne sukienki lub spódnice, wszystko w odpowiedniej długości "mini" i chłopców uwaga: prezentujących się całkiem nieźle w marynarkach nie tylko czarnego koloru to widok, który zapewne gościł dziś w każdym mieście w Polsce (Młodzi Panowie: wierzę w Wasz gust i to na tyle aby rzec, że w przyszłości z tego kwiatu, może wyrosnąć coś ciekawego).
Ale wracając do tematu związanego z moim uwielbieniem poniedziałków, gdy już uporałam się z pracami, z którymi każdy muzealnik ma do czynienia dość często (wliczam w to grono także ludzi pracujących w galeriach sztuki) znalazłam czas na ubadźganie się czerwonym tuszem służącym do napełnienia pieczątki. Mimo to nawet ta czerwona maź na mojej bluzce nie zepsuła mi humoru. Pozbyłam się plamy dość szybko, wsiadłam na rower i ponownie wyruszyłam "w miasto" aby załatwić służbowe sprawy.
Pech chciał, że dopadła mnie ulewa. Moje zamszowe buty i kurtka uległy samoistnej degradacji, (PAMIĘTAJCIE: Zamszowym rzeczom mówimy stanowcze NIE gdy za oknem jesień). Jadąc i moknąc pomyślałam, że kupno biletu miesięcznego lub zainwestowanie w stylową przeciwdeszczową pelerynkę, która spełniałaby funkcję rowerowego parasola nie było by wcale takim głupim pomysłem.
Gdy już przeistoczyłam się w zmokłą kurę i "dotelepałam się" do pracy, zamiast wziąć taksówkę, która zawiozła by mnie bez problemów do domu, stwierdziłam że "nic gorszego już mnie dziś nie spotka". Wzięłam z szafy parasol ( nie byle jaki bo firmowy) i wyruszyłam na przystanek autobusowy. Niestety złośliwość rzeczy martwych polega na tym, że psują się wtedy kiedy nie trzeba, np. przy wsiadaniu do autobusu ulegają całkowitemu zniszczeniu i dodatkowo nie chcą się złożyć. Mój firmowy parasol, właśnie tak okazał swoją wredną osobowość. Jadąc z na wpół złożonym "deszczochronem" w autobusie pełnym ludzi, wiedziałam, że dziś już mnie nic nie zaskoczy a nic w tym wypadku oznaczać będzie deszcz. Z gracją wysiadłam, kiedy przyszła odpowiednia pora, wyrzuciłam mojego połamanego towarzysza niedoli i skierowałam swe kroki w kierunku domu.
Teraz popijając herbatę z miodem i cytryną wiem, że cztery dni mojego zaległego urlopu spędzę na walczeniu z bólem gardła a dzień 2 września jest idealnym wstępem do znienawidzonej przeze mnie jesieni.
The unlucky Monday - this is the subtitle that post.
Monday 2 September began quite nicely, after 12 hours of sleep, everything seems more beautiful even going to work at 8 in the morning becomes a hassle when you spend in bed more than half of Sunday. Despite the well-being, traversing the miles on the bike in the direction of work, in my mind there were at times strange thoughts as to whether in fact it would be a good day. Unfortunately my women's intuition could not be mistaken.
At first for 3 hours I struggled with antiframe which turning requires not a counter of the peace and self-controls, then I stood up to the large, heavy file filled up with the artistic works of art ( view of me carrying a huge thing, which along with everyone followed a blast of wind the opposite way than I had to be unusually comical ). However so that it isn't so tragically, in the course of performing my task I managed even to notice it, that a school year began. And ceremony of it indeed the important is being undergone in "beer"gardens being in the centre of my city. Mass
of beautiful girls dressed in black - white outfits read: black
dresses or skirts all the appropriate length 'mini' and boys which
presenting pretty good in jackets not only in black (Young Men: I believe in your taste and it enough in order to say, that in the future from this flower, perhaps to grow something interesting).
But back to the topic related to my adoration Mondays, when I already got works with which every museologist deals quite often done (I include in this group of the people who work in art galleries), I found the time for getting dirty with red ink being used to fill the stamp. However, even the red gunk on my shirt I didn't spoil my humor. I got rid of the stain quite quickly and I got on the bike and I set off again "in town" to get business case. The bad luck was that the rain caught up me. My suede shoes and jacket were completely degraded (REMEMBER: we are saying resolute fo suede things not when behind the window is fall). Driving and soaked I decided to buy a monthly ticket on bus or invest in a stylish rain cape that is suited to the function of the bicycle umbrella hadn't been stupid idea. When I transitioned to a drenched chicken and getting to work, instead of taking a taxi and back to home without problems, I stated that "nothing worse can not meet me today" and I took the umbrella and set off to the bus stop. Unfortunately the perversity of inanimate objects is consists in the fact that they are breaking when it isn't necessary. it corrupts when you do not have to e.g. at getting onto a bus they are undergoing total damage and additionally don't want to comprise. My corporate umbrella, in this way just showed his beastly personality. Coming out of the half- folded umbrella in a bus full of people, I knew that today has nothing surprises me and nothing in this case will mean rain. When the right time came I got off the bus with gracefully, I threw my broken companion misery and I directed my steps towards house.Now, I'm drinking the hot tea with honey and lemon and I know that my outstanding four days of vacations I will be spending on fighting ona sore throat and the day on September 2 is the perfect introduction to the hated by me the fall.
But back to the topic related to my adoration Mondays, when I already got works with which every museologist deals quite often done (I include in this group of the people who work in art galleries), I found the time for getting dirty with red ink being used to fill the stamp. However, even the red gunk on my shirt I didn't spoil my humor. I got rid of the stain quite quickly and I got on the bike and I set off again "in town" to get business case. The bad luck was that the rain caught up me. My suede shoes and jacket were completely degraded (REMEMBER: we are saying resolute fo suede things not when behind the window is fall). Driving and soaked I decided to buy a monthly ticket on bus or invest in a stylish rain cape that is suited to the function of the bicycle umbrella hadn't been stupid idea. When I transitioned to a drenched chicken and getting to work, instead of taking a taxi and back to home without problems, I stated that "nothing worse can not meet me today" and I took the umbrella and set off to the bus stop. Unfortunately the perversity of inanimate objects is consists in the fact that they are breaking when it isn't necessary. it corrupts when you do not have to e.g. at getting onto a bus they are undergoing total damage and additionally don't want to comprise. My corporate umbrella, in this way just showed his beastly personality. Coming out of the half- folded umbrella in a bus full of people, I knew that today has nothing surprises me and nothing in this case will mean rain. When the right time came I got off the bus with gracefully, I threw my broken companion misery and I directed my steps towards house.Now, I'm drinking the hot tea with honey and lemon and I know that my outstanding four days of vacations I will be spending on fighting ona sore throat and the day on September 2 is the perfect introduction to the hated by me the fall.
make up : Kamila Kostecka
fot. A. Dalidutko
sukienka/dress- ASOS, kapelusz/hat-H&M vinted.pl, szpilki/heels- ALDO, torebka/bag - Pull & Bear, pasek/belt - H&M.
fot. A. Dalidutko
sukienka/dress- ASOS, kapelusz/hat-H&M vinted.pl, szpilki/heels- ALDO, torebka/bag - Pull & Bear, pasek/belt - H&M.
Pieknie wygladasz! Sukienka jest cudna, a dodatki idealnie dobrane!
OdpowiedzUsuńwyglądasz cudownie !
OdpowiedzUsuńwyglądasz cudownie <3
OdpowiedzUsuńFantastyczna sukienka. I jaki ma wspaniały kolor :)
OdpowiedzUsuńJeeeeej, co za bajeczna sukienka! Mam słabość do tego koloru! :)
OdpowiedzUsuńwww.furiosus.blogspot.com
ta sukienka jest świetna! mój kolor:) pozdrawiam i zapraszam do mnie:)
OdpowiedzUsuńŚwietna sukienka, wyglądasz cudownie :) a co do poniedziałku to mój również był f a t a l n y !!!
OdpowiedzUsuńświetny look, niebanalny :) co ja bym zrobiłą dla taki kapeluszy! buźka xxx
OdpowiedzUsuńuu to faktycznie mało fajny dzień. aaa co do zdj. to pięknie na nich wyglądasz i super jesteś ubrana :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że i tak byłaś dzielna! :) ps. wyglądasz bajecznie w tej sukience!! :) pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję. Fajnie ,wiedzieć ,że ktoś czyta moje wypociny :)
UsuńFelerny poniedziałek, ale za to jakie ładne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńKamila, nie marudź-wyglądasz obłędnie na zdjęciach w jednym z najładniejszych kolorów jesieni, poza tym pamiętaj, że to właśnie teraz są najcudowniejsze ciuchy w sklepach:) ja lubię jesień, chociaż owszem- nieuchronnie wiedzie ku zimie, ale to dopiero za jakieś dwa miesiące:P stay positive:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIdealne jak dla mnie połączenie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.!
i zapraszam
http://passionetdelamode.blogspot.fr/2013/09/cote-dazur.html
https://www.facebook.com/pages/Passion-et-de-la-mode/571447592918659
Pieknie zdjecia a twoj stroj idealnie trafia sie w moj gust xx
OdpowiedzUsuńWow! You look so fantastic dear! Adore your dress and you combined it in a perfect way :)
OdpowiedzUsuńświetna sukienka!
OdpowiedzUsuńjak pięknie wyglądasz! ta sukienka, kapelusz, buty - cudo! :)
OdpowiedzUsuńSukienka jest genialna, ostatnio oszalałam na punkcie tego koloru! :) Bardzo fajnie piszesz, z przyjemnością czyta się notki, zgadzam się w zupełności, że zamsz i jesień to niestety istne samobójstwo. Pozdrawiam i czekam na skan zdjęć z dzisiaj:D
OdpowiedzUsuńD.
Dziękuję , skany będą w poniedziałek! Do zobaczenia!
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń