Zmiany w życiu są czasami nagłe i niespodziewane. Kolejne przybywające
centymetry w pewnych partiach mojego ciała, zaskoczyły mnie na tyle, że gdy
patrzę na te zdjęcia, nie poznaję własnej osoby.
Mimo regularnych ćwiczeń, moje ciało się zmienia. Mając prawie trzydzieści
lat zaczynam przypominać kobietę. I nawet mi się to podoba. Zniknęły moje
problemy z cerą, biust nie jest już w rozmiarze 0. Jedynie w jeansach nie
czuję się komfortowo i mam wrażenie, że moje uda są jak dwa wielkie bloki
skalne.
Mama twierdzi, że w końcu "dorosłam". Trochę późno, ale podobno
lepiej późno niż wcale. Czasem zdarza mi się zerknąć z nostalgią na chude
dziewczyny, których kości biodrowe niebezpiecznie wystają i ocierają się o
spodnie. Jednak po chwili godzę się z faktem, że bliżej mi do
trzydziestki, a z radosnej nastolatki mało co zostało. Przynajmniej z
zewnątrz. Bo w głowie nadal mam wrażliwość ducha i dziesiątki tysięcy myśli.
Marzenia i chęci zmiany, które po części miną z dniem 1 października, kiedy to
zmienię w końcu miejsce swojego zamieszkania. (Tak! Udało się!). Po
depresji spowodowanej niemożliwością znalezienia konkretnego lokum. Wielkim
płaczu i przypływie gniewu, oraz wystawienia przyjaciółki za drzwi, znalazłam
lokum, do którego wprowadzam się na początku października.
Wracając do tematu starości i zmian zachodzących w moim ciele, to oprócz
nagłej zmiany wyglądu zewnętrznego, odczuwam także inne dość przykre skutki
postępującego ducha czasu. Ból pleców, kolan, zatrzymywanie wody w organizmie.
Dopadło mnie również zmęczenie w postaci braku chęci organizowania wszelkich
spotkań towarzysko - kulturalnych. Gdy przychodzi sobota, wolę wsiąść w
samochód i pojechać gdzieś daleko. Wszelkie planowanie imprez masowych stało
się dla mnie obowiązkiem, który nakłada na mnie pracodawca.
Mając prawie trzydzieści lat biorę leki na pamięć i koncentrację. Nie wiedzieć czemu, zapominam czasem o tym gdzie położyłam klucze lub zaparkowałam samochód.
Sądzę jednak, że przyczyną nie jest zanik szarych komórek, a po prostu brak
rozgarnięcia. Bo gdy wychodzę z pracy, wyłączam się prawie na wszystko i
wszystkich.
Jak to mówią mądrzy ludzie "Kamyk, zmiany to naturalna kolej
rzeczy". Tak, więc poddawać się zanikom pamięci nie mogę. Uczuciu ciężkich nóg
również. Mam zamiar być krągłą XXlatką z wesołym czasem dość
wybuchowym usposobieniem.
sukienka/dress - ZARA outlet, torebka/bag - vintage, naszyjnik/necklace- ZARA outlet,
zamszowe szpilki/suede heels - Zona Zero
Your dress is amazing, I love it :) The lipstick suits you very well :)
OdpowiedzUsuńHave a nice day ♥
Być kobietą, być kobietą! I to dumną z tego jakim się jest człowiekiem! Wtedy te wszystkie niedogodności nie są chyba tak uciążliwe ;) Biologia organizmu ludzkiego jest jaka jest i cóż.. zawsze mogłoby być gorzej :D
OdpowiedzUsuńPoza tym Ty masz w sobie dużo dziewczęcego uroku!
Pozdrawiam :)
Świetnie wyglądasz, dodatki są perfekcyjne :)
OdpowiedzUsuńŚwietna sukienka i naszyjnik :-)
OdpowiedzUsuńŚlicznie ♥
OdpowiedzUsuńwyglądasz świetnie, a do starości Ci jeszcze daleeeko :) !
OdpowiedzUsuńPiękna, prosta sukienka i ta kopertówka...super ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam i zachęcam do pozostawienia komentarza: http://fad-fashions.blogspot.com/