Osoby, które znają mnie nie tylko
poprzez czytanie bloga, wiedzą z jaką łatwością nawiązuję relacje
międzyludzkie. Ostatnio zastanawiałam się skąd na dobrą sprawę wziął się we
mnie ten niezwykły dar. Czy to geny? Czy wyuczenie?
Będąc trochę młodszą,
nie lubiłam rozmawiać. Byłam tzw. milczkiem. Z biegiem lat moja gadatliwość i
pokazywanie tego, co czuję, wzrastało. Co raz bardziej widzę jak jestem podobna,
(choć w tej jednej kwestii) do swojej mamy. Która dla przykładu, w ciągu dwóch
godzin pobytu w Szczecinie, zdobyła grono znajomych. W konsekwencji tego
spędziłyśmy z nimi cudowny tydzień.
Czasem zdarza się mi milczeć. Pamiętam, jak
8 lat temu znajomy znajomego, zachwycony moją gadatliwością zaprosił mnie na
studniówkę. Okazało się wtedy, że nie zawsze jestem skora do rozmów, że
są osoby, które mnie peszą. Za tą studniówkę tutaj w tym miejscu oficjalnie
przepraszam. Kolejnym takim przykładem są ćwiczenia na studiach. Kiedy to
znając odpowiedzi na zadane przez wykładowcę pytania, nie miałam ochoty na ich
wypowiadanie. Dlaczego? Powód był podobny do tego ze studniówki. Dopiero na 5 roku studiów znalazłam
metodę na moją "blokadę" w postaci zmiany grup
ćwiczeniowych.
Pamiętam swój pierwszy dzień na
wolontariacie w jednej z instytucji kultury. Jedna z pracujących tam pań
oceniła mnie jako "wygadaną". Wówczas nie wiedziałam czy mam
to uznać za komplement czy obrazę. Postanowiłam jednak, że się nie zmienię,
a z tą Panią zaprzyjaźnię.
Aktualnie pracując z ludźmi,
wśród ludzi nie zamykam się w sobie. Cieszę się każdym przegadanym
dniem. Nie ukrywam swoich uczuć i odczuć i tego samego oczekuję od swoich
bliskich. Gdy coś mnie boli i przeszkadza, staram się o tym mówić. Choć czasami
bywa trudno. Gdy coś mnie cieszy, mówię o tym. Mówię, kiedy mi na kimś zależy,
kiedy kogoś lubię, gdy coś mi sie podoba nawet jeśli jest to sukienka
znajomej, za którą nie przepadam. Wiem, że dzięki otwartości można zajść
daleko, a moje "wygadanie" to bardziej zaleta niż wada.
PS. Od środy jestem posiadaczką
aparatu na zęby, a dokładniej na podniebienie. Nie mogę mówić, ani jeść. Chyba
właśnie to skłoniło mnie do napisania tej notki. Pierwszy raz w życiu nie mam
ochoty na spotkania z bliskimi czy też rozmowy, przez skype. Ograniczyłam
kontakty do tych na facebooku i poprzez smsy. Mam nadzieję, że niedługo
to się zmieni, inaczej kolejne posty będę tworzyć z sali oddziału
psychiatrycznego. Życzcie mi powodzenia.
koszula/shirt- bershka, spodenki/shorts - sh, torebka/bag - six, okulary/sunglasses- CARRY, zamszowe szpilki/ suede heels - DIDER.
bardzo fajna stylizacja, śliczne kolory:)
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/przecinki?fref=ts , pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńLato zawitało :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja kiedyś nie lubiłam zabierać głosu. Teraz nie mam z tym problemu i chętnie nawet przemawiam :)
Co do aparatu - pamiętam! Nosiłam go w liceum. I zawsze po tzw. :dokręcaniu" miałam kłopot z jedzeniem innych niż płynnych rzeczy. I ciężko się było przyzwyczaić do samego istnienia tego czegoś na zębach, ale da się polubić! :)
pozdrawiam ciepło!
śliczne zdjęcia:)! bardzo ładnie wyglądasz:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
http://mesmerize87.blogspot.com/
fajna taka pastelowa stylizacja - przy czym zacnie przełamana butami w kolorze fuksji. Tylko kopertówkę tez bym dała w jakimś mocnym kolorze. Poza tym - rewelacja!
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia. Fajny wpis chciałabym żeby ktoś odsprzedał mi swojej gadatliwości, gdyż jestem milczkiem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFantastyczne spodenki i szpilki - kolor mają po prostu cudowny! Sama zastanawiałam się niedawno,czy nie zamówić sobie błękitnych szortów na http://www.diversesystem.com/kolekcja-damska/spodenki.html#1. Mam w zasadzie podobne buty, ale nie aż tak intensywny kolor - może pomysł zapożyczę :)
OdpowiedzUsuń